W prawej dłoni ołówek, w lewej teczka z tabelami do waloryzacji. Pod ręką termos z herbatą, w końcu dni jeszcze zimne, wilgotne. Pod stopami zdradliwie śliskie, zeszłoroczne bukowe liście, jakiś zbutwiały pień, grząska gleba. Z kieszeni plecaka wystaje żółta główka tulipana. A nawet z czterech plecaków, które 8 marca 2020 przemierzyły czerwoną ścieżkę dydaktyczną w Dolinie Racławki.
Od razu wyjaśniam: piąty plecak należał do dostawcy niecodziennego ekwipunku. Z Kasią Wierzbą, Pauliną Czoch, Kasią Warias i Szymonem Bolkiem wybraliśmy się na rozpoznanie trzeciej i ostatniej ścieżki wytyczonej w Dolinie Racławki. Poprzednie dwie, niebieska i żółta, dorobiły się już przewodników geoturystycznych w ramach minionych Grantów Rektorskich. Przewodnik po ścieżce czerwonej ma dopełnić ten zestaw, by już nie tylko myślami móc wybiegać w stronę wydawnictwa…
Wąwóz i wyrobiska
Wcześniej jednak trzeba wybiec w teren, zupełnie realnie. Teren częściowo znajomy z praktyk z geologii ogólnej. Trasa zaczyna się w dużym, czynnym kamieniołomie dolomitu w Dubiu. Na co dzień przemyka się tam chyłkiem przez bramę, unikając transporterów o kołach wysokości człowieka, po czym zza płotu można nieśmiało wyjrzeć w stronę potężnego wyrobiska. Ośmieleni niedzielną ciszą i bezruchem, zatrzymaliśmy się na dłużej, łowiąc wzrokiem uskoki i leje krasowe ukryte w ścianach kamieniołomu.
Dalszą drogę wytyczyła już sama Natura, panująca niepodzielnie tuż za progiem wyrobiska. Tylko raz gubiąc drogę, dnem Wąwozu Zbrza dotarliśmy aż do Dębnika. Zza drewnianej chatki z innego czasu i miejsca, nad maleńkim kościółkiem o całkowicie przeszklonych ścianach ukazał się zakręt polnej drogi. A za zakrętem kolejny znajomy widok. Łom Karmelitów znajduje się niestety w prywatnych rękach, więc na czerwieniące w oddali, piękne osady terra rosa mogliśmy tylko popatrzeć. Za to kolorowe, pełne kalcytowych żyłek skały mieliśmy tuż pod stopami. O „marmurach dębnickich” z pewnością opowiemy w przewodniku.
Ostatni obiekt był zaskakująco odległy od pozostałych. Ukryty głęboko w lesie Łom Pisarski okazał się zarośnięty, zapomniany, najbardziej wionęło od niego tajemnicą. Położyliśmy dłoń na hercyńskim uskoku, wypatrzyliśmy wyrytą w skale datę… a po powrocie wyczytaliśmy ze zdumieniem, ile tam jeszcze było do odkrycia.
I co dalej
Zazwyczaj po zwiadzie terenowym, mając już w głowie obraz trasy, w ręku jej waloryzację, a w komputerze zdjęcia, przystępowaliśmy do pisania skryptów i tworzenia oferty dla szkół. Tym razem grup nie oprowadzimy, koronawirus tej wiosny pokrzyżował niejedne plany. Nawet się nie spotkamy, by przedyskutować wyniki. A co zrobimy?
Tulipany przetrwały tę trudną dla nich wyprawę. Nas też niełatwo będzie powstrzymać.
Autor: Anna Szreter
Zdjęcia: Anna Szreter i Szymon Bolek