Słowacja, niewielki kraj u podnóża Tatr. Liczy sobie 49 tysięcy km2 powierzchni zamieszkiwanej przez prawie 5,5 miliona ludzi (dane: wolphramalpha.com). Przez 3 majowe dni Koliści Geoturystyki mieli okazję przemierzać państwo naszych południowych sąsiadów, zwiedzając po drodze mniej lub bardziej słynne miejsca w świecie geoturystyki. Termin okazał się idealny. Wszystkim uczestnikom wyjazdu dopisywały pozytywne nastroje, a pogoda… a pogoda również dopisywała.
Wyruszyliśmy tuż po godzinie 6:00 w piątek, 11 maja, z parkingu obok stadionu Cracovii. Poranne promienie słońca rysowały nam drogę na Słowację. Pomimo wczesnej pory uczestnicy wyjazdu wykazywali dużą aktywność w rozmowach, a nawet w śpiewaniu. Przez trzy dni w trasie, a także wieczorami, towarzyszył nam akompaniament dwóch gitar. Jedna z nich – Stefan – to instrument samej Pani Prezes, która nie tylko dowodzi swoimi Kolistami, ale także zabawia ich muzyką i zachęca do śpiewania. Stefan pomimo iż posiada oczy i duszę, nigdy nie zostanie prawowitym członkiem naszego Koła.
Okazało się, że z Krakowa za granicę jest znaczenie bliżej niż się spodziewaliśmy. Już przed 9:00 dotarliśmy do Bachledki, a chwilę później szliśmy szlakiem do Ścieżki w Koronach Drzew. Trasę wieńczy wieża widokowa, skąd roztacza się widok na Tatry Wysokie oraz Pieniny. Bardzo ciekawie jest też zaaranżowana sama trasa – można tutaj znaleźć szereg tablic informacyjnych m.in. o gatunkach drzew, wśród koron których biegnie ścieżka, a także boczne przejścia, które przywodzą na myśl tor przeszkód. Bez problemu można tutaj znaleźć materiały informacyjne w języku polskim zarówno na tablicach, jak i w postaci ulotek.
Kolejnym punktem tego dnia na naszej trasie był Park Narodowy Słowacki Raj. Nie byłby to w pełni geoturystyczny wyjazd, gdyby nie wizyta w dolinie krasowej Sucha Bela. Co prawda drewniane bele leżały tam co kilka metrów, to suchy był tylko z nazwy. Przez wąwóz przepływa potok, który w momencie gdy go przemierzaliśmy był na szczęście stosunkowo małych rozmiarów. Przejście przez Suchą Belę wiązało się więc ze zmoczonymi butami. Wspinaczki po metalowych drabinach, przejścia po pomostach przeczepionych do ścian skalnych – Sucha Bela dostarcza wiele atrakcji, a co za tym idzie, również i mnóstwo wrażeń. Zmęczeni po przepełnionym nimi dniu zjechaliśmy do Różniawy na nocleg. Ale za to jak się czuliśmy po przejściu wąwozu w Słowackim Raju? Wybornie!
Dzień drugi również musieliśmy zacząć stosunkowo wcześnie, gdyż o 8:30 była już zbiórka w autokarze. Ale warto było nie dospać! Godzinę później zaczęliśmy zwiedzanie wyjątkowej atrakcji geoturystycznej Słowacji, wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO – Ochtińska Jaskinia Aragonitowa. Jest jedną z czterech jaskiń aragonitowych jakie zostały odkryte na świecie. Zwiedzanie trasy turystycznej o długości 230 m trwa około pół godziny. W czasie tym jest szansa zobaczyć unikatowe w skali światowej nacieki skalne. Część nacieków ma własne nazwy, które wzięły się oczywiście od ich kształtów. I tak można podziwiać aragonitową kozę, aragonitowego kosmonautę czy aragonitowe chmury. Jaskinia powstała w soczewce paleozoicznych krystalicznych wapieni, która znajduje się w obrębie niekrasowiejących skał metamorficznych – fyllitów.
O godzinie 13:00 dotarliśmy do Bańskiej Bystrzycy, piątego co do wielkości miasta Słowacji (81 tys. mieszkańców). Jako pierwsze nasze oczy mogły podziwiać niezwykłą pod względem architektonicznym budowlę pochodzącą z 1955 roku, czyli Muzeum Słowackiego Narodowego Powstania. Wokół budynku zgromadzone zostały pojazdy artylerii, które oprócz muzealiów stanowią ciekawego rodzaju scenerię do zdjęć. Również zabytkowa zabudowa miasta jest fotogeniczna. Cześć z osób zdecydowała się wejść na wieżę zegarową, która od strony północnej zamyka rynek. Naprawdę było warto – widok na stare miasto z góry, do tego urozmaicony morfologicznie krajobraz w tle – zaparło nam dech w piersiach. Na rynku, w jednej z restauracji, mieliśmy okazję skosztować tradycyjnego słowackiego dania. Bryndzové Halušky już od pierwszego kęsa przypadły nam do gustu, a dodatkowo nasze kubki smakowe zostały dopieszczone Kofolą. Czas w Bańskiej Bystrzycy mijał bardzo szybko, a mieliśmy jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia w planach. Było już późno, kiedy dotarliśmy do wsi Čičmany. Słynie ona z charakterystycznej drewnianej zabudowy, gdzie budynki pokryte są białą ornamentyką. Tutaj Ada przygotowała dla nas zabawę; każdy z uczestników wyjazdu dostał kartonik w kształcie domu i kredę. Zadanie polegało na przerysowaniu na kartonik wybranych wzorów, które mogliśmy zaobserwować na budynkach w trakcie zwiedzania wsi. Następnie wymieniliśmy się nimi, dzięki czemu każdy dostał pamiątkę przygotowaną przez kogoś z Koła. Pełni wrażeń po kolejnym dniu wyjazdu zjechaliśmy na nocleg do Dolnego Kubina. Tam znów przy dźwiękach gitar i blasku ognia pożegnaliśmy dzień.
Ostatni dzień wyjazdu na Słowację spędziliśmy na szlaku górskim w Karpatach Zachodnich, w paśmie Mała Fatra. Był to swoisty sprawdzian kondycji naszych geoturystów. Za cel obraliśmy Jánošíkove Diery. Mieliśmy do pokonania wymagającą trasę z dużym przewyższeniem, gdzie czasami musieliśmy wręcz się wspinać. Polana na szczycie, na której zrobiliśmy postój, wynagrodziła nam męczarnie widokami. Jednym z nich był Vel’ky Rozsutec dumnie wznoszący się na horyzoncie. Jego wielkość potęgował widok turystów na jego szczycie, którzy z daleka wyglądali niczym ziarenka maku na śniadaniowej kajzerce. Urozmaiciliśmy sobie zejście innym szlakiem, jednak na dole czekała (albo raczej nie czekała) na nas niespodzianka. Naszego busa nie było na parkingu, a po skontrowaniu się z panem kierowcą wiedzieliśmy, że po nas nie przyjdzie ze względu na usterkę. Co prawda awaria była niewielka, jednak odpowiedzialność pana kierowcy wzięła górę i zadecydował, że wrócimy do Krakowa innym pojazdem. Nowy bus dopiero do nas jechał z Polski. Utknęliśmy. Usterka busa odebrała nam możliwość zwiedzenia Zamku Orawskiego, jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Zatrzymaliśmy się w restauracji, gdzie spędziliśmy czas na kosztowaniu słowackich dań, rozmowach przy obiedzie i zacieśnianiu relacji.
Te trzy dni na Słowacji były nie tylko świetną przygodą, ale również możliwością zdobycia wartościowych umiejętności w branży turystycznej. Zorganizowanie całego wyjazdu to bardzo rozwojowe przedsięwzięcie. Trzeba zadbać zarówno o sprawy techniczne, jak i merytoryczne. Członkowie Koła przygotowali referaty o zwiedzanych obiektach, które następnie mieli okazję wygłosić na miejscu. Podczas wyjazdu byliśmy dla siebie pilotami na trasie oraz przewodnikami w miejscach, które odwiedzaliśmy. Rzeczą zupełnie standardową jest, że każdy wyjazd Koła Naukowego Geoturystyka jest udany. Również w przypadku Słowacji nie było inaczej. Zadowoleni z wyjazdu jeszcze długo będzie wspominać chwile spędzone u naszych południowych sąsiadów. I jak zwykle zadajemy sobie pytanie; gdzie pojedziemy za rok?
Autor: Szymon Bolek
Film z wyjazdu autorstwa Adrianny Kawki: