Guanajuato, czyli podróż w kolorze m&m-sów z trupem w tle

 

Podczas gdy u nas polskiej Złotej Jesieni kończą się kolorowe sukienki, a na dworze robi się coraz chłodniej, przenieśmy się na chwilę do błogiego Meksyku! Dzisiaj odwiedzimy niesamowite miejsce, przez wielu uważane za najbardziej urokliwe miasto kraju. Zapraszam do miejsca gdzie zubożałe mumie eksmituje się, choć może niekoniecznie na bruk, a ich miejsce w podziemiach zajmują samochody. Witajcie w Guanajuato!

Przygodę z tym cudownym miejscem zaczęłam od wywiadu terenowego. Bo niby po co miałabym zostać tutaj na dłużej jeśli drugie wrażenie okaże się dalekie od tego co sprzedały media? Zapuszczam się więc w labirynt podejrzanie zachęcająco wyglądających uliczek uzbrojona w mapę i aparat. Za trzecim z kolei zakrętem, zaraz naprzeciwko turkusowej Kamienicy z białymi okiennicami oddałam się za marne grosze! A jeśli mam być szczera to za darmo… Schowałam mapę głęboko do plecaka, zamknęłam oczy i zaciągnęłam się mocno ciepłym powietrzem przepełnionym przyjemnie słodkim zapachem. Guanajuato, masz mnie! Gmatwanina różnobarwnych uliczek pochłonęła mnie na dobre. Urocze alejki to pojawiają się, to znów chowają przed słońcem pod ziemią. Jak później dowiedziałam się od starego hombre spotkanego przypadkiem, siecią tuneli znajdująca się pod miastem płynęła kiedyś rzeka Guanajuato. Obecnie wykorzystuje się je do ruchu samochodowego. Opowiedział mi także o kopalniach złota i srebra. To właśnie obecność wartościowych kruszców spowodowała powstanie w XVIII wieku miasteczka.

Czas jakby się zatrzymał. Jestem tylko ja i kolorowe uliczki mojej najnowszej miłości. Nim dzień się skończy chciałabym jeszcze zobaczyć prawdziwą osobliwość, którą jedni się zachwycają, a inni mówią, że to przerażające miejsce.
W Guanajuato znajduje się jedyne znane mi Muzeum Mumii. Pierwsze wrażenie powoduje dreszcze na plecach. Potem nie jest znacznie lepiej, ale mimo to zostaję. Oglądam eksponat za eksponatem (?). Ponad wiek temu mieszkańcy miasta odkryli, że ziemia na ich cmentarzu balsamuje ciała. Postanowili więc pokazać światu kontrowersyjne „plony” ojczystej niwy. Obecnie amatorzy lekko drastycznych doświadczeń mogą podziwiać dzisiaj ok 150 mumii różnego sortu. Najwięcej kontrowersji budzą zmumifikowane szczątki dzieci, niektóre ubrane w sukienki lub zawinięte w kocyk. Inne natomiast wprawiły mnie w osłupienie – były wręcz piękne. Może i nie jest to idealne miejsce na niedzielną wycieczkę kulturową
z dziećmi, ale zdecydowanie Muzeum ma w sobie coś intrygującego. Stojąc twarzą w twarz z nieco zastanym poprzednikiem na ziemskim padole mimowolnie nasuwają się myśli ciężkiego kalibru.

Żeby rozwiać nieco melancholijną atmosferę wyciągam z plecaka zapomnianą mapę i szukam miejsca, które ponownie obudzi motyle w brzuchu. Mój wybór padł na pomnik El Pipila – bohatera miasta. Oczywiście spodziewałam się meksykańskiej odmiany rycerza na białym koniu, cóż… nie było nawet osła. Mój trud nie poszedł mimo wszystko
na marne! Rozpościera się stamtąd malownicza panorama i z łatwością można zobaczyć inne atrakcje Guanajuato.

I w tym momencie moje oczy zrobiły mi straszne świństwo. Oderwały się od strzępków baranków zasuwających
po niebie i otarły się o zegarek. Dotarło do mnie, że pora wracać. Wszystko co dobre szybko się kończy.
Jak w prawdziwym tkliwym romansie odjeżdżam pod osłoną nocy. Dzisiaj Guanajuato zostaje w tyle, ale jestem pewna, że nie mówię mu żegnaj, a do widzenia!

Autor: Sabina Franczyk