Akademicki Klub Grotołazów http://www.akg.agh.edu.pl/


Rumunia, Munti Apusenii, Bihor
termin: 7.11 - 11.11 2008r.

Skład:

  1. Olo - Speleoklub Olkusz - kierownik logistyczny wyjazdu, mistrz braku sprężu :) oraz operator naczelny kamery nieznanej stacji telewizyjnej
  2. Aga - Speleoklub Olkusz - opekunka dzikich zwierząt, malarka
  3. Asia - Opole - dywersjantka nr 1 obozu olkuskiego
  4. Ada - Opole - persona integrata z nockami
  5. Fusu - AKG Kraków - walka o ogień

Plan wyjazdu przewidywał godzinę 17:00. Mniej więcej o tej godzinie Asia z Adą miały dotrzeć pociągiem do Krakowa oraz Olo z Agą samochodem z Olkusza do Krakowa. Życie zweryfikowało plany i wyjazd nastąpił koło godziny 18:30.

Pierwszym etapem wycieczki był sprytny plan ominięcia korka na wyjeździe z Krakowa w stronę Zakopanego. Plan ten rewelacyjnie zrealizował nasz Robert K. (przyp. aut. polski kierowca rajdowy F1) zwany przez nas Olem :). Po drodze zawitaliśmy do Tokarni, gdzie porzuciliśmy zbędne kilogramy w postaci zapasowej półośki, która notabene nie pasowała do pojazdu, którym się poruszaliśmy. Po pozbyciu się zbędnego balastu i zmianie kierowcy udaliśmy się w dalszą drogę.

Około godziny 4 w nocy czasu polskiego zorganizowaliśmy spontaniczny biwak na poboczu drogi w Rumunii. Skoro świt wyrusziliśmy w dalszą drogę i około godziny 9 dotarliśmy na miejsce docelowe czyli Speleocamp "La Grajduri" (rys. pkt. nr 1). Na podjeżdzie spotkaliśmy dwa samochody ze speleoklubu "Nocek" z Rudy Śląskiej, z którymi obozowaliśmy przez 4 dni oraz przeprowadziliśmy dwie akcje jaskiniowe.

Zaraz po rozpakowaniu, rozbiciu obozu (czyt. jednego bazowego namiotu), zjedzeniu małego śniadania ruszyliśmy na akcję. Jak się okazało tylko nasza ekipa miała pianki. Tak więc skromną (po wykruszeniu się z trzyosobowej grupy jednej osoby) grupą rusyzliśmy na akcję do jaskini Cetatile Ponorului (rys. pkt. nr 3). Wielki, 75-metrowej wysokości, otwór zachęcał zdecydowanie do zaglądnięcia do środka. Olo jako tubylec atakował jaskinie po raz trzeci i miał szczere nadzieje dotarcia do końcowego syfonu po raz pierwszy. Dzięki sprzyjającej nam pogodzie sprawa okazała się dość prosta. Niski stan wody pozwolił pominąć znaczną cześć poręczowania jaskini, również niektóre korytarze udało się przejść po dnie bez konieczności pływania czy używania pontonu (którego po prostu nie mieliśmy ani w planach używać ani posiadać). Po 3 godzinach i 20 minutach przebieraliśmy się już na zewnątrz pełni szczęścia z osiągniecia końca jaskini. Po udanej akcji nastąpił zasłużony posiłek i niejeden łyk wykwintnego bukietu rumuńskiego piwa i wina.

Następnego dnia po połączeniu sił z Nockami, uderzyliśmy na trawers między awenami : Avenul Gemanata i Avenul Negru (rys. pkt nr 4). Obie ekipy liczyły po 6 osób. Nasza ekipa udała się do Avenul Negru. Po delikatnych problemach z korkiem śnieżnym oraz zapachem padlinki pod korkiem udało nam się znaleźć drogę, między zaklinowanymi połamanymi drzewami oblepionymi ziemią i lodem, do niższych partii jaskini, które doprowadziły nas do ciągu wodnego. Ciągnący się po horyzont ciąg wodny znajdował się w ładnie mytym meandrze, który pozwalał się pokonać jedynie zapieraczką. Ze względu na różne długości kończyn ekipa nasza z każdym krokiem malała. Obniżenie sprężu nastąpiło z momentem otrzymania informacji, z końca naszego tramwaju, że za nami, na korku lodowym, wylądowała ekipa z drugiego avenu, co sugerowało fakt niepokonania przez nich napotkanych trudności. Pojawienie się drugiej ekipy uzmysłowiło nam, że połączenie z tamtym avenem było niedrożne. Dalsza droga była zbyt męcząca i ryzykowna a konieczność powrotu tą samą drogą odbierał jakiekolwiek chęci. Po kilkudziesięciu metrach zapieraczki odpuściliśmy. Jakie było nasze zdziwienie, gdy się okazało, że wcale nikt za nami nie szedł a kontakt głosowy nawiązany z ostatnią osobą odbył się przez korek śnieżny gdzieś z jego innej, niedostępnej strony. Do dziś nie wiemy, kto popołnił błąd i czy wogole istniała szansa przejścia trawersu. Obie ekipy nie mogły dojść do wspólnych wniosków a dość czujne przejścia między zawalonymi drzewami i korkiem śnieżnym odbierały jakiekolwiek chęci ponownego tam powrotu.

Ostatniego dnia nastąpiły dwie akcje do jaskiń P. Zapodia oraz P. Negra (rys. pkt nr 2). Ośmioosobowa ekipa uderzyła do jaskini P. Negra. Jak i w poprzenich jaskiniach z powodu dość dobrej pogody nie uświadczyliśmy praktycznie wody. Miejsca zaznaczone na planach jako wodospady okazały się być na nasze szczęście suche. Przeprowadziliśmy szybką i sprawną akcje zwiedzając wszystkie możliwe odnogi jaskini. Nasz nieustraszony operator kamery nakręcił wiele materiałów filmowych, między innymi wywiady z pogromacami jaskiń również na bardzo górnolotne tematy.

Ostatniego dnia po przebudzeniu się w porannym mrozie ( -10`C ) i udanej próbie rozpalenia ogniska, zaczeliśmy pakować zamarznięty dobytek i ruszać w drogę do ojczyzny. Pożegnaliśmy naszych kompanów przygody oraz miejscową udomowioną zwierzynę. Po pięknym śniadaniu na łące oraz nieudolnej próbie opalania się dotarliśmy koło 22:00 do Krakowa. Opole zostało osiądnietę koło 4:00.

Pomimo miejscowej grabieży żywności przez bardziej i mniej dziką zwierzynę wyjazd uważam za naprawdę udany i na pewno pozostający na długo w pamięci.

ps. pozdrawiamy ekipe "Nocków" z Rudy Śląskiej. Do następnego..

materiały

fusu



Copyright © 2002 by Akademicki Klub Grotołazów