Nowości

Ogólne info

Działalność

Galeria

Stowarzyszenie

Kronika

Biblioteka

Kurs

Mat. szkoleniowe

Linki


AKG w akcji
2016.07.08-22
Austria masyw Hoher Göll (Salzburskie Al...
2016.06.25
W.Litworowa - J.Śnieżna - Trawers pomiędzy ...
2016-06-18
Otwór Śnieżnej - DNO - "Oto historia z kant...
2016-06-11
Otwór Śnieżnej - Kominy Amoku - Amok - szał...
2014.12.29-2015.01.07
Ukraina Optymistyczna - Pomysł odwiedzenia ...
27-12-2015
Wielka Śnieżna - Druga z rzędu akcja naszej...
19.12.2015
Wielka Śnieżna - Partie Wrocławskie...
4.10.2015
Jaskinie lodowe - Coroczna klubowa akcja po...

Działalność


Wyprawa kanioningowa - Piemont-Ticino-Lombardia
Termin: 14.08-29.08.2010

     Co za dobry rok! Druga wyprawa kanioningowa w ciągu sezonu! Tym razem Alpy: zwiedzamy kaniony w północnym Piemoncie i Lombardii (Włochy) oraz w Ticino (południowa Szwajcaria). Skład ekipy jest wyjątkowo dynamiczny - zmienia się praktycznie co ok. 4 dni. Niezmiennie w całej wyprawie bierze udział Olo (SDG) i ja (Ruda - AKG), a w międzyczasie przewijają się 2 Bastery: Tomek (AKG) i Marek, Wielbłąd (AKG), Struna (SDG), Rysiu z Aną (AKG), Docenty: Monika + Grzesiek (SDG) oraz Magda (SDG) i Łukasz.

     Pierwszy tydzień spędzamy w Piemoncie, w Dolinie Ossoli, na międzynarodowym zlocie kanioningowym zorganizowanym przez Włoskie Stowarzyszenie Kanioningowe AIC. Idea zlotu to przede wszystkim zwiedzanie kanionów, szkolenie pod okiem lokalnych instruktorów oraz szeroko pojęta integracja. Wszystkie punkty zostały zrealizowane, przy czym na początku wydawało się, że najtrudniej będzie z tym pierwszym, czyli z kanionami. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, to praktycznie całe boisko z namiotami pływało po ostatnich długotrwałych opadach. Wszyscy, którzy spędzili w tym deszczu dłużej niż kilka godzin byli mocno podłamani. Następnego dnia, choć już nie lało, nikt jeszcze nie poszedł do kanionu, musieliśmy czekać, aż wielka woda przejdzie. Zimno, ponuro, więc żeby się ogrzać jedziemy na baseny termalne do pobliskiej miejscowości Premia, w górę doliny Ossola. Bawimy się jak dzieci i podziwiamy widoki, bo po stromych zboczach doliny co rusz tryska wodospad. A od poniedziałku: juuupiiii! Kanionów w okolicy było sporo i stopniowo wszystkie zostały udostępnione i przez nas zdobyte.

     Poniedziałek - Antolina. Jest to kanion, w którym normalnie stan wody jest dość niski. Jednak po intensywnych ulewach zrobiło się w nim całkiem ciekawie. Kilka fajnych toboganów, dużo zjazdów w wodzie, no i finalna pięćdziesięciometrowa kaskada. Sam kanion bardzo ładny, przede wszystkim ze względu na wąskie przejścia ograniczone wysokimi pionowymi ścianami. Doliczyć do tego przygodę z odzyskiwaniem zaklinowanej w szczelinie liny i mamy fajną, a zarazem nietrywialną akcję!

    Rio Antolina:
    Trudności * - v5 a2 IV;  długość - 800m;  deniwelacja - 300m.
    Należy skupić  się na poręczowaniu, a w szczególności na reporęczowaniu.
    Atrakcyjność - ładny i fajny, pod warunkiem, że jest sporo wody.
    Skład: Baster, Marek, Olo, Ruda i Wielbłąd. 
    *wycena trudności wg przewodników:
    v - (ang. vertical) - skala od 1 do 7; trudności pionowe, na które w głównej mierze składa się ilość i długość zjazdów i trawersów, charakter zjazdów (w wodzie czy poza ciekiem wodnym) oraz charakter stanowisk.
    a - (ang. aquatic) - skala od 1 do 7; trudności wodne, na ocenę wpływa przede wszystkim ilość wody i siła nurtu oraz czas, jaki spędza się w wodzie, a także ilość, wysokość oraz trudność skoków i toboganów oraz ilość, długość i głębokość syfonów.
    I - VI -  ogólna wycena trudności w odniesieniu do długości kanionu. 
     

     Wtorek - Antoliva. No cóż- tu nie było już tak okazale, jak poprzedniego dnia. Kanion Antoliva ma charakter raczej leśny i prawie na całej swej długości jest taki sam; budują go szerokie progi, które nadają całemu kanionowi wybitnie schodowy charakter. Progi pokonuje się z liną lub bez. Prócz tego, w kanionie są 2 miejsca, w których można skoczyć i 1 wodospad z ciekawą strukturą geologiczną - oto cały kanion.

    Rio Antoliva:
    Trudności - v3 a3 III (czyt. nudny); długość - 1500m; deniwelacja - 300m.
    Atrakcyjność - mało atrakcyjny.
    Uwagi - polecamy ewentualnie tylko jako kanion na dzień odpoczynku.
    Skład: Baster, Olo, Ruda, Rysiu i Wielbłąd. 

     Środa - Rio del Ponte. Tu jest już więcej atrakcji! Długie zjazdy, fajne tobogany, czujne zejścia, skoki na celność do misy, zabawy na huśtawce, na koniec prysznic i koniec przy parkingu. Fajnie jest również dlatego, że jest więcej wody. Trochę trzeba było naciskać naszego poczciwego Wielbłąda, żeby dał się wciągnąć do zabawy. Być może z perspektywy czasu przyznałby, że mu się podobało, ale na miejscu - w kanionie - tylko wygadywał jak to od dziecka boi się wody ; )

     A! No i przy finalnych skokach czekała na nas telewizja włoska!: http://www.rai.tv/dl/RaiTV/programmi/media/ContentItem-8022e1ce-103e-4b87-b1c4-8fdfed914156.html?p=0 

    Rio del Ponte:
    Trudności - v4 a2 III; długość - 1000m; deniwelacja - 350m.
    Atrakcyjność - fajny, choć szału nie ma (może to kwestia pogody?)
    Uwagi - Bardzo stromy dojazd do parkingu na początek kanionu!
    Skład: Baster, Marek, Olo, Ruda, Rysiu i Wielbłąd. 
     
Czwartek - Rasiga Intermedio. Dziś dzień nauki - idziemy z włoskim instruktorem do jednego z trudniejszych i najciekawszych kanionów w okolicy Ossoli w dolinie Bognanco. Ciekawa jestem, co pomyślał instruktor, kiedy jadąc z Olem zapytał go, ile w Polsce jest kanionów. Olo, mając na myśli Wodogrzmoty Mickiewicza w Tatrach, odpowiedział, że tylko 1 i to jeszcze zamknięty dla ruchu kanioningowego. He-he, pewnie instruktor zaczął się bać o powodzenie całej akcji. A w akcji brało udział 10 osób - mieszanka osób z różnych krajów i z różnym doświadczeniem. Ale my nie przynieśliśmy wstydu Polsce! Oprócz tego, że przemieszczaliśmy się zgrabnie i sprawnie, to jeszcze pilnie się uczyliśmy! Podpatrzyliśmy włoskie techniki pokonywania trudności, do których szybko się przekonaliśmy i dowiedzieliśmy się trochę na temat sprzętu kanioningowego. A zatem wyjście było udane. Sama Rasiga - śliczna! To był prawdziwy kanion - wysokie ściany, wąskie przejścia, dużo pływania i trawersów, trochę niewysokich skoków.   

    Rio Rasiga:
    Trudności - v5 a5 V.
    Na trudność wpływa na pewno fakt, że jest tu dużo pływania, a mało miejsc do wygrzewania się w słońcu, przez co można zmarznąć. Na to ma oczywiście wpływ ilość uczestników i tempo akcji. Myślę, że idąc mniejszą i sprawniejszą ekipą takiego problemu w ogóle nie ma.
    Atrakcyjność - bardzo, bardzo fajny i ciekawy; wykorzystuje się tu wszystkie techniki pokonywania kanionów.
    Czas - 2,5 h / 10 osób. 


Piątek - Variola Superiore. Ze względu na niedawny śmiertelny wypadek w tym kanionie, jego dolna część jest nieudostępniona dla zwiedzających. My decydujemy się na akcję w duecie (Olo+ja) na wyższą część kanionu. Poszło szybko i sprawnie. Sprawnie poniekąd dlatego, że wykorzystujemy nowozaprzyjaźnione techniki zjazdu. Choć słońce nas nie rozpieszcza, to fakt, że Variola Superiore jest prawdziwym kanionem nam wystarcza! Ciekawym miejscem jest odcinek zasypany przez połamane drzewa - wynik zeszłorocznej lawiny. Na odcinku długości ok. 200 metrów ani razu nie zamaczamy nawet buta, a tylko balansujemy po pniakach. Variola to ciekawy kanion, w którym, podobnie, jak w Rasidze, jest wszystko. Nie ma tutaj aż tak dużo pływania, a więcej bulderingu, ale za to jest dużo ciekawych formacji geologicznych. Górna cześć Varioli kończy się tamą; stąd jest ok. 25 min marszu do parkingu. 
    Rio Variola Superiore:
    Trudności - v4 a5 V; długość - 2000m; deniwelacja - 300m.
    Atrakcyjność - bardzo, bardzo fajny, wykorzystuje się tu wszystkie techniki pokonywania kanionów.
    Czas - 2,5 h / 2 osoby 
     
     Sobota - Val Bianca. Zmiana turnusu: przyjeżdża druga ekipa z Polski: Docenty, Łukasz i Magda. Zmiana turnusu to nie tylko wymiana osób, ale też zmiana pogody oraz kuchni - obowiązki kucharza przekazuję Docentowi. Ze zmiany szefa kuchni najbardziej cieszy się Olo, który w ten sposób manifestuje, że nie bardzo odpowiadał mu dotychczasowy rudy styl gotowania. Poczekaj Olo, jeszcze tego pożałujesz! Co do pogody, to wreszcie jest cudownie gorące włoskie słońce!

Zabieramy świeżą grupę kanionigowców i pędzimy na Val Biancę  - wesoły kanion akurat na rozgrzewkę po kilkunastogodzinnej podróży. Choć kanion jest krótki, to jednak testuje wszystkie umiejętności poruszania się, co zgrabnie wykorzystuje Olo do wpojenia podstawowych zasad Magdzie i Łukaszowi (potem okazało się, że tych dwoje to akurat urodzeni kanonierzy, którzy dużo potrafią i w dodatku - ! - nie boją się niczego). Kanion kończy się 3 długimi kaskadami C35, C18, C41 o ekspozycji południowej - wreszcie się wygrzewamy po tygodniu dzwonienia zębami. 

    Val Bianca:
    Trudności - v5 a3 II; długość - 600m; deniwelacja - 170m.
    Atrakcyjność - jak na tak krótki kanion, całkiem fajny.
    Skład: Docent, Łukasz, Magda, Monika, Olo i Ruda. 
    Val Bianca to ostatni nasz kanion w dolinie Ossola. Po zwiedzeniu go od razu ruszamy do szwajcarskiego Ticino. 

     Podsumowanie zlotu:      Podsumowując zlot kanioningowy, warto podkreślić, że w czasie zlotu działa księga wyjść, a na miejscu jest pełno instruktorów i ratowników, co znakomicie wpływa na nasze poczucie bezpieczeństwa. Jedynym minusem był tłok w kanionach, który jednakże bardzo nas nie dotyczył, gdyż zawsze wstawaliśmy jako ostatni, dzięki czemu byliśmy ostatnią ekipą w kanionie. Za bardzo małe pieniądze uczestnicy mieszkają na polu namiotowym z dostępem do wszystkiego, co potrzebne. Na miejscu są instruktorzy i lokalni kanonierzy, którzy chętnie i szczegółowo tłumaczą ścieżkę dojścia do i z kanionu. Działają stargany ze sprzętem kanioninowym od pasmanterii (liny), przez księgarnie, obuwnicze, do bieliźniarstwa (neoprenowe kostiumy kąpielowe dla pań). Poza wszystkim, dla nas była to też okazja do poznania innych kanioningowców z Polski; była ekipa Michała Smotera z Bielska-Białej (SBB) oraz praszczur polskiego kanioningu Walery (Bogusław Nizinkiewicz ze Szczecina) oraz znana nam doskonale grupa śmiałków z AKG: Baster + Wielbłąd + Marek Baster. Generalnie polecamy tę imprezę! 

     Z nową drużyną przemieszczamy się do Ticino, a potem z powrotem do Włoch do Lombardii; razem z nami w te rejony przemieszcza się również ekipa bielska. Od tego czasu, widzimy się ze sobą prawie codziennie przy kanionach. 
 
     Niedziela - Val Grande Inferiore. To niedługi kanion, aczkolwiek niezwykle syty. Początek i koniec kanionu są otwarte i nasłonecznione, a środek mroczno-jaskiniowy. Zjazdy w ciemnej części kanionu poprowadzone są w linii wody, co bardzo nam się podoba. W kanionie jest kilka skocznych miejsc; najwyższy skok - 15 m - skacze tylko Olo. Najbardziej ekscytujące miejsce w kanionie jest na jego końcu; są to 2 długie, !kręte tobogany T24 i T28. Pierwszy jest raczej połogi i na samym końcu wpada się do wody z ok. 2-3 m - ten radośnie robimy wszyscy. Drugi jest bardziej przerażający; jest bardzo stromy i wąski, i wygląda, jakby bardzo mocno chciał nam wymasować tyłki. Dlatego tutaj zakładamy zjazd i tylko ostatnie 2 m ześlizgujemy się w toboganie.

Jeśli chodzi o podsumowanie każdego z kanionów, to odsyłamy to przewodnika kanionigowego -Eldorado Ticino- autorstwa Anny i Luci Nizzola. Tak dokładnego przewodnika jeszcze chyba nie widziałam. Przede wszystkim przewodnik jest w języku angielskim; bardzo dobrze opisane są tutaj dojścia i wyjścia z kanionów oraz same kaniony - wszystko to w formie map i schematów oraz w formie opisowej, a ponadto zawiera zdjęcia charakterystycznych miejsc kanionu podczas wysokiego i niskiego stanu wody. Wreszcie przewodnik z prawdziwego zdarzenia! Nawet dojścia i powroty z kanionów przestały być problem ; )  ! 

    Val Grande Inferiore:
    Trudności - v3 a4 III; długość - 800m; deniwelacja - 120m.
    Atrakcyjność - jak na tak krótki kanion, baardzo fajny i syty.
    Skład: Docent, Łukasz, Magda, Monika, Olo i Ruda. 
     

     Poniedziałek - Cresciano Superiore i Inferiore. Dziś szykuje się fajna akcja. Idziemy na długi kanion z zaskakująco długim, prowadzącym przez malownicze wioski, podejściem (1,5 godz.). Nasza działalność w Cresciano musiała zostać zgłoszona do hydroelektrowni, z którą na szczęście łatwo się porozumieć. W kanionie było bardzo mało wody, przez co odsłonięte zostały ciekawe formy z wymycia. Jest tu dużo wszelkiej maści przeszkód; długie (niestety suche) zjazdy, niewysokie skoki, trochę bulderingu, ale najefektowniejsze są długie, strome tobogany. Część wyższą kanionu kończymy o godz. 18 - późno, dlatego na dolną część idziemy tylko we dwójkę z Olem. Tu jest równie fajnie, jak w górnej części, ale nie ma już tak dużo i tak długich zjazdów. Wszyscy spotykamy się na parkingu i jedziemy z powrotem na kemping.

          
    Cresciano Superiore:
    Trudności - v4 a4 IV; długość - 1600m; deniwelacja - 540m.
    Atrakcyjność - fajny, długi kanion, choć naszym zdaniem mogłoby być więcej wody.
    Skład: Docent, Łukasz, Magda, Monika, Olo i Ruda. 
    Cresciano Inferiore:
    Trudności - v3 a3 II; długość - 500m; deniwelacja - 210m.
    Atrakcyjność - krótki i ładny.
    Skład: Olo i Ruda. 
     

      Wtorek - Lodrino Intermedio i Inferiore. UUUuuu! W takim kanionie to jeszcze nigdy nie byliśmy, a już na pewno nigdy nie byliśmy w kanionie przy takim stanie wody. Lodrino: typowa forma kanionu, duża woda, sporo pływania, kilka długich zjazdów (ok.40-50m) w linii wody lub nieopodal oraz innych zjazdów, techniczne skoki, trochę zapieraczki, buldering, no po prostu wszystko-wszystko i jeszcze dużo tego, i jeszcze w białej gotującej się wodzie! Było z dreszczykiem, ale niesamowicie! Jedynym złym wspomnieniem jest odciśnięta kamera na klatce Docenta, która zaatakowała go podczas trudnego skoku. Do dziś nie wiemy, czy Docek miał złamane żebro czy nie, dość, że nie mógł się śmiać i odmówił udziału w akcji kolejnego dnia. I chyba na jego szczęście...

    Lodrino Intermedio:
    Trudności - v3 a4 III; długość - 900m; deniwelacja - 160m.  
    Lodrino Inferiore:
    Trudności - v5 a5 III; długość - 1100m; deniwelacja - 210m.
    Atrakcyjność - bardzo fajny i ciekawy kanion; wymagający, jeśli chodzi o poręczowanie (m.in. zjazdy kierunkowe, trawersy).
    Skład: Docent, Łukasz, Olo i Ruda. 

      Środa - Iragna Inferiore. No cóż... Miał to być nasz dzień odpoczynku, a zatem zwiedzanie lekkiego, łatwego i krótkiego kanionu. Wyszło jednak żenująco. Najpierw zostawiliśmy radośnie Ola na deporęczu 50-tki bez liny deporęczującej; swoje niezadowolenie wyraził głównie werbalnie. Potem, po zjechaniu kolejnego niewysokiego prożka, spod którego woda bardzo silnie wypychała na zewnątrz, ostatniego z nas wypchnęło również, niestety lina została nad wodospadem i już nie daliśmy rady do niej dopłynąć, a na koniec utopiliśmy worek z liną... Wszystkie przygody skończyły się dobrze, ale akcję uznaję za haniebną.

    Iragna Inferiore:
    Trudności - v4 a4 II; długość - 500m; deniwelacja - 130m.
    Atrakcyjność - bardzo fajny i efektowny kanion.
    Skład: Łukasz, Magda, Monika, Olo i Ruda. 

      Iragna Inferiore był naszym ostatnim kanionem w rejonie Ticino. Teraz przemieszczamy się do włoskiej Lombardii, czyli tam, gdzie byliśmy w zeszłym roku. Pierwszy za cel obieramy kanion Val di Bares, który na ubiegłorocznej wyprawie nie został w pełni lub w ogóle tudzież nie w satysfakcjonujący sposób zwiedzony. A zatem ładujemy się wysoko i daleko w góry, do wioski Grotto Dangri, gdzie dojeżdżamy przed zmrokiem, rozbijamy obóz i zbieramy siły, bo Val di Bares to ok. 86 kaskad, a czas przejścia wg przewodnika to od 5 do 9 h, co razem z dojściem i powrotem ma dać 11,5 h. Uuuu! Do kanionu mamy iść we trójkę, tylko Łukasz, Olo i ja, co daje nadzieję na sprawną akcję. Rano ruszamy w słońcu, mamy 2 h podejścia, a wory na plecach ciężkie... Droga prowadzi przez kamienne wymarłe wioski. Do kanionu wchodzimy na wysokości wioski Bares. Pierwsza część kanionu jest otwarta i słoneczna; panuje odpowiedni stan wody, turkusowej wody. Druga część jest zamknięta i węższa, ale w każdej części są tylko i wyłącznie atrakcje: skoki, zjazdy w wodzie, czujne zejścia, masujące tyłki tobogany - pyszna zabawa! Mniej-więcej w połowie kanionu zaczynam odczuwać głód, ale napięty kierownik Olo cały czas przesuwa miejsce albo czas przerwy, aż tu nagle, dla mnie niespodziewanie, doszliśmy do końca kanionu! No nic, wszystko, co dobre szybko się kończy. Nam cała akcja w wodzie zajęła 4 h. Jemy, co mamy, przebieramy się i do bazy. Po spakowaniu się jedziemy w kierunku Bodengo.

    Val di Bares:
    Trudności - v5 a5 V; długość - 3300m; deniwelacja - 700m.
    Atrakcyjność - BAAARDZO atrakcyjny kanion; nie mu tutaj w ogóle nudnego bulderingu, a tylko kaskada - basen - kaskada - basen. Poza tym kanion prowadzi w malowniczo zdobionym gnejsie; wrażenia estetyczne oraz sportowe gwarantowane!
    Skład: Łukasz, Olo i Ruda. 

      Piątek - Val Bodengo 2. Bardzo się cieszyliśmy z Olem na przyjazd do doliny Bodengo. Byliśmy tu w zeszłym roku i bardzo nam się tutaj podobało. Po pierwsze baza noclegowa, a przynajmniej nasza zaprzyjaźniona baza, znajduje się wysoko w dolinie Bodengo, nad miasteczkiem Gordona, bardzo blisko do kanionów Bodengo 1,2,3 i Pilotera. Baza znajduje się przy trattorii Dunadiv zaprzyjaźnionego byłego kanioningowca Pasqualino i jest darmowa. A dają tutaj dobrze jeść! Jeśli chodzi o kaniony, to oboje z Olem chcieliśmy pokazać młodym adeptom kanioningu nasze najfajniejsze, najładniejsze, ambitne Bodengo, a wyszło ... opłakanie. To przedostatni dzień naszego wyjazdu, na wyjście do kanionu jesteśmy napięci jak struna, a tu leje! Wyczekaliśmy do wczesnego popołudnia i jakoś wgramoliliśmy się do kanionu. Bez słońca nie było już tak fajnie. A do tego rzeką płynął jakiś mętny syf, który kompletnie kamuflował czyhające na nasze golenie kamienie. Poruszanie się w czymś takim było średnio fajne. Na szczęście udało nam się to przegonić i w drugiej połowie kanionu woda była bardziej klarowna. Mimo wszystko akcja była sprawna; Olo kompletnie odlinował sobie kanion; miejsca, które w zeszłym roku stopowały mnie na kilkanaście minut (np. skok z 13-sto metrowego kamienia), w tym roku w ogóle już nie straszyły. Nie mówiąc o Łukaszu i Magdzie, dla których był to szósty lub czwarty kanion w życiu i też ich nic nie straszyło! Skakali i zjeżdżali na tyłkach, gdy tylko padała komenda ; ) Byliśmy pełni podziwu. 

    Val Bodengo 2:
    Trudności - v3 a3 III;  długość - 1700m; deniwelacja - 175m.
    Atrakcyjność - w normalnych (słonecznych) warunkach jest to jeden z najładniejszych kanionów.
    Skład: Docent, Łukasz, Magda, Monika, Olo i Ruda. 

      Sobota - Pilotera. Pilotera to nasz ostatni kanion na wyprawie. Pogoda jest wspaniała, słońce mocno świeci. Rano wypijamy jeszcze kawkę z bielszczanami, którzy dziś zwiedzają Bodengo 3. O dziwo, inicjatorem wyjścia do Pilotery jest sam Olo, który jeszcze w zeszłym roku kategorycznie odmówił udziału w wyjściu do tego kanionu i wysłał tam skazane jedynie na siebie samotne dwie kobiałki. W tym roku jest inaczej; ruszmy wszyscy oprócz Magdy, która dziś zostaje naszym kierowcą. Wjeżdżamy wysoko do górnego parkingu, skąd już tylko trawersujemy do kanionu. Kanion jest krótki, woda przezroczysto-turkusowa, my nastawieni zabawowo, więc ciekawsze skoki i tobogany, jeśli się da, pokonujemy kilaka razy. To chyba też desperacka próba pobawienia się na zapas przed następnym sezonem kanioningowym, który dopiero za kilka (lub więcej) miesięcy. Po kanionie pakujemy się i wracamy do Polski.                       

    Pilotera:
    Trudności - v3 a3 III; długość - 2500m; deniwelacja - 270m.
    Atrakcyjność - fajny, krótki.
    Skład: Docent, Łukasz, Monika, Olo i Ruda.

zdjęcia

Ruda

    


Webdesign by mierzejewski.net