Akademicki Klub Grotołazów http://www.akg.agh.edu.pl/


Sprawozdanie z kursowego obozu zimowego w Tatrach 2014.

Termin: 21 - 26.02.2014

W dniach 21 - 26.02.2014 r. odbył się kolejny zimowy obóz kursantów Akademickiego Klubu Grotołazów AKG AGH Kraków. W obozie uczestniczyły dwie grupy kursowe, pierwsza w składzie Aśka, Karo, Kacper, Wojtek i Aga (instruktor), druga czyli Medard, Patryk, Rafał i Wielbłąd (instruktor). Sprawozdanie dotyczy grupy pierwszej.

Dzień 1 - Jaskinia Zimna (Otwór główny - Czarny Komin) W sobotę rano, pełni entuzjazmu i gotowi na liczne wyzwania opuściliśmy bazę u Gaździny. Zapowiadał się tydzień pełen nowych wrażeń. W akcji towarzyszyła nam Lidka, która kilkanaście dni wcześniej zakończyła obóz w grupie Bastera. W Dolinie Kościeliskiej zaczęliśmy od treningu z topografii. Hmm... ciężko było. Po drodze Kopki - Przednia, Pośrednia, Zadnia, nazwy coraz trudniejsze, WIELE nazw, wczesna pora bynajmniej nie ułatwiała nam zadania. I kto to zapamięta? Doszliśmy pod otwór. Jaskinia Zimna, pierwsza "poważna" jaskinia w naszym skromnym dorobku zrobiła należyte wrażenie. Oblodzone wejście w żadnym razie nie powstrzymało nas od zbadania jej czeluści. Po drodze ponor, na szczęście - przechodni. I choć nie wszystkim udało się go pokonać suchą stopą, ruszyliśmy dalej, przez Błotny Próg do Progu Wantowego. Tam zboczyliśmy do Sali Gotyckiej. Ach ta zapieraczka... Jednak da się nią przejść z worem! Na końcu Syfon Zwolińskich, białe stropy, szafirowa woda, pięknie! Czas było jednak wracać, do Chatki, którą obraliśmy za cel, został jeszcze niemały kawałek. Kacper szybko wywspinał Próg Wantowy by spróbować swoich sił w Czarnym Kominie. Wtedy właśnie po raz pierwszy powiedzieliśmy: "niewiele zabrakło". Nikt tylko nie przewidział, że klątwa ta będzie towarzyszyć nam już prawie do końca obozu. Rezygnując z Obejścia Czarnego, podzieliliśmy się na dwie grupy, dziewczyny zostały przy Czarnym Kominie, chłopcy poszli do Syfonu Zwolińskich. Cóż... skurcze pewnej części ciała i nierozciągnięte kończyny nie sprzyjają wspinaczce jaskiniowej :) Bogatsi o nowe doświadczenia, wróciliśmy na Rysulówkę.

Dzień 2 - Jaskinia Czarna (Otwór główny - trawers nad studnią Smoluchowskiego) Wymęczeni poprzednim dniem niespecjalnie śpieszyliśmy się pod otwór. Na szczęście ścieżkę przez wiatrołomy zalegające na podejściu przedeptał nam speleoklub ????, który niestety również spowodował sporą obsuwę czasową, blokując nam wejście. Po udanych zjazdach, wreszcie rozpostarły się przed nami kolejne obszerne sale o których starsi (stażem) klubowicze bajali. Po trawersie Herkulesa skusiło mnie i Wojtka zaporęczowane obejście pierwszej części K. Węgierskiego, jednak gdy piękna klama przemieniła się w ręce Wojciecha w sporą wantę (którą na szczęście zdołał utrzymać nie spuszczając mi jej na łeb), zdecydowaliśmy się na klasyczne przejście komina. Tu również Wojtek, jako zaprawiony wspinacz, dał piękny popis swoich możliwości - prowadząc nową drogę wychodzącą w środku trawersu (czeka na powtórzenie i potwierdzenie V trudności). Szło to wszystko w tempie... kursowym (co potwierdziłyby zmarznięte dziewczyny) i zaplanowane Partie Krakowskie oraz j. Szmaragdowe podziwialiśmy z odległości górnej części studni Smoluchowskiego. Zbliżający się NCP nie pozwolił nam kontynuować wyjścia. Przy wycofie komin znów dostarczył nam emocji (jak ujęła to Aga: 'Kursant jest wantotwórczy'), ale dalej czując już obiad nosem, poszło nam nadzwyczaj sprawnie. Czas akcji: 8h, Sukcesy: brak strat, Porażki: to zależy;)

Dzień 3 - rest, reset i rewitalizacja, czyli spacer na Przysłop Miętusi z elementami topografii oraz nauka machania mapą i kompasem. Program wycieczki zrealizowaliśmy i trzeba było przemyśleć scenariusz dalszej części dnia.... Ale od czego mamy Karolinę, obywatelkę Kościeliska! Zaproponowała wielokrotnie sprawdzoną, umiarkowanie niebezpieczną trasę, bo jak doskonale wiadomo, gór się nie lekceważy! Aksjomat, nie dyskutujemy: dobrze jest zacząć od celów mniej wymagających, treningowych, co by nie przedobrzyć. Docelowo idziemy do Karczmy Polany na obiad, podobno niedaleko...krótka z założenia wycieczka przeradza się w sentymentalną podróż po rubieżach Skalnego Podhala, czyli trawers całego Kościeliska! Karo ze łzą w oku wspomina dzieciństwo, w tym czasie Aga wstępuje do sklepu po prowiant na drogę- energia niebezpiecznie spada, żołądki dawno przykleiły się do kręgosłupów, a tu jeszcze n zakrętów do pokonania :(... W końcu jesteśmy na miejscu. Niestety, okazuje się że ceny w menu nie są podane w rublach i bezpodstawnym jest odcinanie jednego zera. Wychodzimy głodni. Potem, w bazie na Rysulówce braknie gazu w kuchence i dopiero pizza postawi nas na nogi na tyle, by zacząć rozbudowę imperium- wariant domowy, bo planszówka - Carcassonne :)

Dzień 4 - Jaskinia Miętusia (Otwór główny - Kaskady, Piaskowy Prożek) Przedostatniego dnia obozu odwiedziliśmy Jaskinię Miętusią. Bez przeszkód dotarliśmy na miejsce, nie dała nam popalić także Rura- tunel równie złowrogi, co chętnie wspominany przez poprzedni kurs. Grupa Bastera obiecała nam też frapujący widok w Sali bez Stropu...obiecanki-cacanki. Wojtek zepsuł całą zabawę, jego latarka zdemaskowała strop bez pudła i oto piękny mit poszedł się bujać xD Żeby nie paść w prze-paść Kaskad, Karolina wzięła się za poręczowanie, zaś Wojtek (dla niego to był Dzień Wzmożonego Apetytu) wcinał batoniki poupychane po kieszeniach, szpejarkach i innych gumiakach. Co dalej? Tempo paraolimpijskie- odwieczna udręka Kacpra- poskutkowało tym, że znowu wyszliśmy przed osiągnięciem celu...chociaż ostatecznie wcale tak nie musiało być! Ot, zbytnia zapobiegliwość. No nic- u nas już tak zawsze.

Dzień 5 - Kasprowa Niżnia (Otwór główny - Syfon Danka) Za cel obieramy jaskinię Kasprową Niżnią - akcja łączona obu grup, jednak zanim ktokolwiek z drugiej grupy w ogóle pomyślał o wstawaniu, my już wyruszyliśmy. Pod otwór docieramy bez problemu - w końcu już tam byliśmy - mijając po drodze naszą ulubioną i jakże miłą Panią z budki TPNu. Chyba nas pamiętała, bo tym razem dała nam bileciki ulgowe bez takich problemów jak ostatnio. Po wejściu do otworu dość szybko zostaliśmy dogonieni przez drugą grupę (oczywiście tylko dlatego, że zaparkowali bliżej i nie musieli tyle iść na piechotę co my). Należałyby się punkciki karne za wyprzedzanie na odcinkach linowych - to w drodze do Sali Rycerskiej. W momencie, kiedy od zaplanowanych Zapałek oddzielało nas już tylko wiszące jeziorko, okazało się, że wody jest dość sporo. Pojawiła się jednak nadzieja - 40 minut i się przeleje, wystarczy tylko zassać. Oglądanie przelewającej się wody nie jest zbyt ciekawym zajęciem, więc ruszyliśmy zwiedzać korytarz do Syfonu Danka. Wszyscy zabrali się do tego bardzo entuzjastycznie, być może dlatego, że Wielbłąd częstował krówkami i żelkami. Po powrocie okazało się jednak, że 40 minut to jednak czas mocno przesadzony i po krótkim postoju i zdjęciu grupowym ruszyliśmy w drogę powrotną.

Jak krótko można podsumować nasz obóz...? na pewno nie był on porażką, bo choć może nie spełniły się wszystkie pokładane w nim nadzieje, a większość założonych celi nie została osiągnięta, dowiedzieliśmy kilku rzeczy, które następnym razem pozwolą nam to zrobić lepiej. Bo przecież chodzi o to, żeby się dobrze bawić, a najlepsza zabawa to zabawa zespołowa!

Asia Zdżalik
Wojtek Zborowski
Kacper Konior
Karolina Kielczyk


Copyright © 2002 by Akademicki Klub Grotołazów